sobota, 28 września 2013

Spokojne i śliczne San Feliciano

Mieliśmy plan popłynąć promem na Isola Polvese czyli niewielką, podobno ładną wyspę (jedną z kilku) na Lago Trasimeno. Podjechaliśmy do San Feliciano, skąd odpływają promy i znaleźliśmy stację, ale niestety okazało się, że akurat tam promy już nie pływają, z powodu zakończenia sezonu. Ale to miejsce nad jeziorem jest ujmujące, wyciszone, kameralne, piękne. Jedyna knajpka otwarta przy samym brzegu serwuje właściwie same dolci plus alkohole - na zewnątrz pod parasolkami siedziało trochę Włochów, sącząc białe wino, kawę i jedząc lody.
Tu także zawitała już jesień, niewiele jest kwitnących roślin, a niektóre drzewa zrzucają liście wcześniej odbarwiając je na złoto bordowe kolory. Ale słońce i ciepło nie opuszcza ciągle tego miejsca - dziś znowu było bardzo gorąco, ale nie męcząco.
Myślę ciągle o najdroższych mi osobach - nieliczne będę mogła tam zabrać, inne już nie. To paraliżująco smutne dla mnie :(
Zobaczcie zdjęcia.



















Jadąc do San Feliciano (sama nazwa jest sugerująca, bo felice znaczy szczęśliwy) trafiliśmy na wypożyczalnię skuterów Vespa. Znaliśmy już porażające ceny wypożyczenia tego uroczego pojazdu, więc na nic nie liczyliśmy, ale mimo to postanowiliśmy się zatrzymać. Ceny były podobne, ale dowiedzieliśmy się trochę ważnych rzeczy - wysokie ceny spowodowane są sprawą oczywistą czyli pewnym kultem tej marki skuterów, ale także tym, że są to najdroższe spośród pojazdów motorowerowych i bardzo dużo kosztuje zarówno ich utrzymanie, jak i potencjalne naprawa. Poza tym ta popularna "osa", tak sobie nadaje się dla osób, które nie mają doświadczenia w prowadzeniu pojazdów motorowerowych, ponieważ jest to ciężki skuter z małymi kółkami i automatyczną skrzynią biegów. Osoby uczące się nie mają w czasie prowadzenia potrzebnego refleksu - w razie nagłej potrzeby zahamowania, zatrzymania albo puszczają wszystko albo naciskają równocześnie wszystko, skuter wpada w mocne drgania, co - jak gwarantuje pani z wypożyczalni - kończy się upadkiem. A wszelkie uszkodzenia pojazdu wypożyczający pokrywa z własnej kieszeni.




Przyjeżdżając do Włoch zaopatrzyliśmy się w wielkie trzy paczki karmy dla Wiki - nie wiedząc, gdzie wylądujemy, chcieliśmy być zabezpieczeni. To karma bardzo dobrej jakości, najlepszych firm, ale nasza Wiki nie darzy jej sympatią. Przeczekuje, bierze nas na wytrzymałość, nie je, nie je, dopóki w misce nie pojawi się jej ulubione ugotowane jedzonko, które wsuwa trzęsąc uszami :) Także karma okazuje się balastem w naszej podróży. Ale nic to - trochę żywiły się nią koty w Casa al Bosco wtedy, kiedy ryby były jeszcze nie upieczone, a teraz dwa labradory, które bardzo często nas tu odwiedzają, pochłaniają te chrupki z prawdziwą lubością. Także wracając do Polski będziemy lżejsi o kilkanaście kg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz