środa, 27 listopada 2013

Okolice Jaskini Wierzchowskiej

Tęsknię trochę za włoskimi długimi i ciągle nowymi spacerami i wycieczkami. Pogoda już nie sprzyja, ale czasem udaje się jeszcze wykraść jakieś klimatyczne dobrodziejstwo także tutaj, bardzo blisko nas.
Na zdjęciach poniżej - jak w temacie - okolice Jaskini Wierzchowskiej Górnej.













A tak kwitną jeszcze moje różyczki, mimo, że to koniec listopada.






wtorek, 22 października 2013

Cóż powiedzieć więcej - jesień :)

Wiki do domu wchodzi tylko po to, by szybko zajrzeć do miski, ewentualnie ją opróżnić i wieczorem spać. A poza tym calutki czas spędza w ogrodzie - spaceruje, wącha, rozgląda się, leży na trawie, tarza się, siedzi, poleguje i patrzy się, patrzy, patrzy na wszystko wokół. Wieczorami zasypia przy kominku, a potem przenosi się do swojego "łóżeczka" pod schody. Słodki widok - chyba się stęskniła :)
Jesienne porządki w ogrodzie czas zacząć (zwłaszcza, że słońce nas rozpieszcza i ciągle jest powyżej 20 stopni:)). Ale jeszcze zanim to nastąpi - ogrodowy rozgardiasz :)





















Z ziemi włoskiej do Polski

Pośpieszna wiadomość w nieśpiesznym terminie, bo dopiero dzisiaj - wróciliśmy szczęśliwie w niedzielę :) Tym razem nie robiliśmy postoju - noclegu. Tak bardzo nam się już śpieszyło do domu i tak bardzo chcieliśmy się w nim już znaleźć, że nie bardzo wyobrażaliśmy sobie jeszcze zatrzymywanie się, wyładowywanie części całego tego majdanu itd. W sobotę rano z Sanfatucchio wyjechałam z lekkim opóźnieniem, ale to spowodowało, że miałam okazję przekonać się, że Massimo potrafi się uśmiechać :) Mąż właścicielki domu - Very, jawił nam się jako niezbyt sympatyczny człowiek, chodzący ze spuszczoną głową, unikający jakiegokolwiek kontaktu, raczej ponury (zupełne przeciwieństwo żony). Ale pukając rano do domu, by oddać klucze, tylko jego zastałam. Trochę jakby nie kontaktował i być może nie bardzo wiedział nawet skąd się wzięłam. No ale powiedziałam mu, o co chodzi (Vera poszła akurat na spacer z psami), oddałam klucze, podziękowałam za wszystko, pochwaliłam dom i ludzi i takie tam. No i uśmiechnął się - a więc da się? Da :)
Nie wiem, jak udało mi się spakować całe to nasze zamieszanie, które zrobiliśmy w ciągu tego półtora miesiąca i upchnąć do Musiołka (dla niewtajemniczonych: tak nazwaliśmy nasze nowe auto:)). Bez przygód i przykrych niespodzianek dojechałam kolejny raz w mojej karierze do Pizy. Zaobserwowałam, że na autostradach we Włoszech, na barierkach, stelażach poukładane są co kilkadziesiąt, kilkaset metrów nieduże worki z piaskiem. Prawdopodobnie jest to dobry pomysł, który mogliby wdrożyć nasi drogowcy nieustannie zaskakiwani przez zimę. Na drogach robi się ślisko, robią się korki, odśnieżarki i "sypiarki" piasku nie mają jak dojechać no i zaczyna się drogowa zmora zimowa. A tam? Sięgnięcie po worki i sypnięcie okazuje się łatwe i dostępne.
I przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz, "z innej beczki", ale też związanej z autostradą. Wracając z Rzymu do Sanfatucchio, w drodze, chciałam tylko napisać krótkiego smsa do A, że wszystko w porządku, w sensie, że udało mi się bez kłopotów wyplątać z pajęczyny Fiumicino. I po wklepaniu tych kilku literek do telefonu, przeniosłam wzrok na elektroniczny napis "wiaduktowy" nad autostradą, pod którym akurat przejeżdżałam i który brzmiał mniej więcej tak: Twoje życie jest więcej warte niż sms. No cóż - czujni są :)
Wracając do Pizy - zgarnęłam z lotniska A. i w drogę :) Zmieniając się "dociągnęliśmy" do Czech (jeśli dobrze pamiętam trochę za Brno). Na drogę zaczęły wchodzić różne cienie, potwory i inne zmory, więc to był znak, że najwyższy czas na odpoczynek. Poskręcani i zmordowani przespaliśmy jakieś półtorej godziny, potem zrobiło się już zimno i ruszyłam dalej. Do Owczarka dojechaliśmy dokładnie o 6.40 rano. Musieliśmy zbudzić naszych sąsiadów, żeby odebrać klucze. Robiło się coraz jaśniej, my ledwo żyliśmy, ale i tak tak bardzo miło było wjechać na swój kawałek ziemi i wejść do domu :)
Italia żegnała nas słońcem i wysoką temperaturą, a Polska powitała nas tym samym :) Jedyna różnica to kolory - tam ciągle większość przyrody jest zielona, a tutaj - koolooorooowaaa :)

Poniżej kilka marnej jakości, bo robionych z samochodu, zdjęć, kiedy zbliżaliśmy się do Alp.