poniedziałek, 30 września 2013

Ieri e oggi è temporale

Jak zapowiadano przez dwa dni miały zawisnąć nad Umbrią chmury i przynieść opady deszczu. Byliśmy więc wczoraj na to przygotowani. Rozszalał się deszcz i przyniósł wspaniałe świeże powietrze. Oj padało i to potężnie - tak zwana ściana wody przysłaniała wszystko. Woda zaczęła się wlewać drzwiami i.... oknami nie, bo w naszym mieszkaniu ich nie ma. Gospodarze przynieśli nam kilka dodatkowych szmat, które miały zatrzymać rzekę wody płynącą po płytkach podłogowych. Rozhulała się burza - najpierw grzmoty i pioruny, a później już tylko te ostatnie. Tak było przez cały dzień. Z krótkimi przerwami. Ale mimo to, niebo nie było całkiem ciemne, a słońce, które jest zrośnięte z tą krainą tak mocno, przeciskało się przez chmury dając dziwne i tajemnicze promienie światła. Ciągle było i jest ciepło. Temperatura czy pada czy nie, pozwala na chodzenie w krótkich spodenkach i koszulkach.
Tutaj nawet taki dzień jest miły - usprawiedliwia całkowite rozleniwienie, całodzienne czytanie książek, od których nie można się oderwać, czy oglądanie kilku filmów, jeden po drugim.
Dziś miało być tak samo, ale deszcz pada słabiutko i jest go mniej niż słońca. Od jutra zapowiadają znowu "lampę". Ale burzę słychać cały czas.
Jesteśmy w tym dużym domu całkiem sami, wszyscy wyjechali, a gospodarze chyba załatwiają gdzieś jakieś swoje sprawy, bo nie widać i nie słychać ich od rana. Nie obrazilibyśmy się, gdyby zostawili nam ten dom w prezencie :)
A. właśnie rozmawiał z Michelle, żeby dowiedzieć się, gdzie można znaleźć dziko rosnące kasztany. W Piancastagnaio, nieopodal wulkanu Monte Amiata. Od tego miejsca dzieli nas ok. 60 km, ale podobno na kasztany jeszcze trochę trzeba poczekać, bo pojawiają się w połowie października. Trzeba o tym pamiętać.

W oczekiwaniu na tęczę

Zanim znalazłam Borgo Solario, szukałam w wielu miejscach i przeglądałam wiele ofert. Ostatecznie z Casa al Bosco mieliśmy pojechać do domu Giovaniego Podere la Lastra. Jako ciekawostkę zamieszczam poniżej mapkę - ona wyraża trochę styl przekazywania informacji przez Włochów :)

www.poderelalastra.it



sobota, 28 września 2013

Spokojne i śliczne San Feliciano

Mieliśmy plan popłynąć promem na Isola Polvese czyli niewielką, podobno ładną wyspę (jedną z kilku) na Lago Trasimeno. Podjechaliśmy do San Feliciano, skąd odpływają promy i znaleźliśmy stację, ale niestety okazało się, że akurat tam promy już nie pływają, z powodu zakończenia sezonu. Ale to miejsce nad jeziorem jest ujmujące, wyciszone, kameralne, piękne. Jedyna knajpka otwarta przy samym brzegu serwuje właściwie same dolci plus alkohole - na zewnątrz pod parasolkami siedziało trochę Włochów, sącząc białe wino, kawę i jedząc lody.
Tu także zawitała już jesień, niewiele jest kwitnących roślin, a niektóre drzewa zrzucają liście wcześniej odbarwiając je na złoto bordowe kolory. Ale słońce i ciepło nie opuszcza ciągle tego miejsca - dziś znowu było bardzo gorąco, ale nie męcząco.
Myślę ciągle o najdroższych mi osobach - nieliczne będę mogła tam zabrać, inne już nie. To paraliżująco smutne dla mnie :(
Zobaczcie zdjęcia.



















Jadąc do San Feliciano (sama nazwa jest sugerująca, bo felice znaczy szczęśliwy) trafiliśmy na wypożyczalnię skuterów Vespa. Znaliśmy już porażające ceny wypożyczenia tego uroczego pojazdu, więc na nic nie liczyliśmy, ale mimo to postanowiliśmy się zatrzymać. Ceny były podobne, ale dowiedzieliśmy się trochę ważnych rzeczy - wysokie ceny spowodowane są sprawą oczywistą czyli pewnym kultem tej marki skuterów, ale także tym, że są to najdroższe spośród pojazdów motorowerowych i bardzo dużo kosztuje zarówno ich utrzymanie, jak i potencjalne naprawa. Poza tym ta popularna "osa", tak sobie nadaje się dla osób, które nie mają doświadczenia w prowadzeniu pojazdów motorowerowych, ponieważ jest to ciężki skuter z małymi kółkami i automatyczną skrzynią biegów. Osoby uczące się nie mają w czasie prowadzenia potrzebnego refleksu - w razie nagłej potrzeby zahamowania, zatrzymania albo puszczają wszystko albo naciskają równocześnie wszystko, skuter wpada w mocne drgania, co - jak gwarantuje pani z wypożyczalni - kończy się upadkiem. A wszelkie uszkodzenia pojazdu wypożyczający pokrywa z własnej kieszeni.




Przyjeżdżając do Włoch zaopatrzyliśmy się w wielkie trzy paczki karmy dla Wiki - nie wiedząc, gdzie wylądujemy, chcieliśmy być zabezpieczeni. To karma bardzo dobrej jakości, najlepszych firm, ale nasza Wiki nie darzy jej sympatią. Przeczekuje, bierze nas na wytrzymałość, nie je, nie je, dopóki w misce nie pojawi się jej ulubione ugotowane jedzonko, które wsuwa trzęsąc uszami :) Także karma okazuje się balastem w naszej podróży. Ale nic to - trochę żywiły się nią koty w Casa al Bosco wtedy, kiedy ryby były jeszcze nie upieczone, a teraz dwa labradory, które bardzo często nas tu odwiedzają, pochłaniają te chrupki z prawdziwą lubością. Także wracając do Polski będziemy lżejsi o kilkanaście kg.

piątek, 27 września 2013

Długie wędrówki po niemałym Sanfatuchhio

Przeszliśmy sporo kilometrów szukając drugiego, już mniejszego niż Trasimeno jeziora, które na mapie jest po drugiej stronie. Nie doszliśmy do niego, bo okazało się za daleko (wybierzemy się tam samochodem), ale po drodze zrobiłam kilka zdjęć.

Wejście na teren jakiegoś gospodarstwa agroturystycznego, kilkaset metrów od naszego domu

Te ich tabliczki z numerami - podobają m się, bo są takie specyficzne - ceramika na tle kamieni

Nasz dom zza zaoranego pola

Po drodze pola winogron

i w zbliżeniu

Minęliśmy jakąś ekspozycję sztuki... dziwnej :)

Na tle gór Castiglione del Lago i jezioro - patrzę na tę płaskość i matowe kolory - a na żywo to był widok przepiękny

Tu i tam pozostałości po ściętych słonecznikach

"To smutne, że myśliwi zabijają kocięta"

Figi i pozostałości po winogronach

W Borgo Solario zapada wieczór...

... i zachodzi słóńce

środa, 25 września 2013

Novite!

Najważniejsze - jak wszystko pójdzie dobrze, przyjadą do nas różne drogie naszym sercom osóbki:) Cieszymy się bardzo i czekamy.
Dziś w naszej osadzie było znowu pięknie i przepłynęłam 20 basenów :)
No zobaczcie, czy to nie jest fajne - zupełna pustka, nikogo... grzech nie skorzystać:)


Castiglione del Lago

Nad samym jeziorem układa się, a raczej w nie wplata miasteczko Castiglione del Lago. W dużej jego części widać całe kolonie domków, sklepików itp. Ale na wzniesieniu zapuściło korzenie stare miasto, którego mury obronne przekroczyliśmy i weszliśmy do troszkę innego świata. Niby nic szczególnego, ale... uroczo. Tak właściwie delikatesowo - to znaczy, jeśli będziecie tam spacerować kiedyś głodni, będziecie mieli problem. Bowiem na uliczkach sporo jest maleńkich sklepików z wyrobami właśnie delikatesowymi, prodotti tipici. Ja wiem, co robi marketing, biorę na to tzw. poprawkę, ale jakoś tak chce się przysiąść tam i uśmiechnąć do samego otoczenia i do miłej pani, która zachęca do spróbowania maleńkich kawałków formaggi i salumi:)