niedziela, 9 czerwca 2013

Dzień 8 - Suma i Kioto

Uspokajam wszystkich, że u nas jakoś się kręci, ale wczoraj wróciliśmy bardzo późno z miasta - stąd opóźnienia w relacjach :) Za parę godzin postaram się to nadrobić.

No to już.
Wczoraj postanowiliśmy odpocząć, czyli wędrować trochę mniej, niż zwykle. A. w naszym hotelu w recepcji, dowiedział się o drogę do miasteczka Suma, nad oceanem, a raczej niewielką zatoką. Pojechaliśmy tam pociągiem. Przy okazji muszę wspomnieć o tym, że Japończycy bardzo chętnie oferują pomoc w postaci wytłumaczenia, jak gdzieś tam najlepiej dojechać. Mimo tego, że niewielu z nich mówi po angielsku, a ci, co mówią, robią to słabo. Ale już kilka razy zdarzyło się, że ktoś podchodził i pytał, czy może pomóc.
Sieć komunikacyjna w japońskich miastach jest genialnie rozwinięta i daje wiele opcji. Ale to powoduje jednocześnie, że dla osób nieznających japońskiego, stanowi ona sporą łamigłówkę.
Przy okazji taka informacja: poruszając się po japońskich miastach (jeśli planuje się przemieszczać z miejsca na miejsce), najlepiej kupować całodniowe bilety (na metro, czy na autobus), bowiem ich koszt zwraca się w niektórych przypadkach już po dwóch przejazdach. Poruszając się pomiędzy miastami - dobrze postawić tak, jak my, na JRPassy. To była dobra decyzja.

Jeszcze jedna rzecz, która mi się nasunęła. Japończyków jest tak dużo, suną ich tłumy i będąc białasem, człowiek jakoś tak naturalnie i z łatwością dostosowuje się do ich zasad i zwyczajów. Szybko zaczęliśmy chodzić po lewej stronie, ustawiać się w kolejce do metra czy autobusu, wjeżdżając schodami ruchomymi stawać też po lewej stronie, aby ci, którzy chcą wejść szybciej, mieli wolną drogę. Ale zdumiewają nas niektóre rzeczy w tonacji zabawnej - np. to, że nawet przed najmniejszym, kilkumiejscowym parkingiem stoi dwóch strażników czy policjantów, którzy czuwają nad bezpiecznym włączeniem się do ruchu, machając podświetlonymi na czerwono pałkami.
Inne zaś zaskakują nas już tak na poważnie - np. to, że na jednej stacji do pociągu wjeżdża chłopak pchający w wózku inwalidzkim swojego kolegę. Pracownik stacji rozkłada niewielką platformę, po której wózek z łatwością przejeżdża. Przejeżdżamy kilka stacji, chłopak szykuje się do wyjazdu z wózkiem. Pociąg się zatrzymuje, drzwi się otwierają, a tam czeka juź pracownik i rozkłada platformę. Czyli wygląda na to, że pracownicy komunikuja się między stacjami, że w tym i tym pociągu, w konkretnym wagonie jedzie osoba niepełnosprawna, która będzie wyjeżdżać przez konkretne drzwi.

No ale wróćmy do Sumy. To niezbyt ciekawe miasteczko, a plaża nie poraża urokiem. No ale my chcieliśmy tylko po prostu odpocząć.




Kupiliśmy sobie w podejrzanej budce smażone ryby i usiedliśmy nad wodą, na betonie.


Kilka zdjęć stamtąd.







W oddali, za lekką mgłą, widać kawałek do niedawna najdłuższego na świecie mostu.


Przenieśliśmy się na wygodniejsze miejsce w parku, który okazał się miejscem spotkań psiaków i ich właścicieli.




A poniżej mój kumpel, którego nazwaliśmy Pankracy. Zdobył moje serce, bo bez ceregieli podleciał do mnie, wskoczył na ławkę, a z niej prosto na moje kolana :)










Po powrocie z Sumy poszliśmy na to najprawdziwsze na świecie sushi, z jeżdżącymi talerzykami, które jest bardzo blisko naszego hotelu.





A potem postanowiliśmy sobie zafundować Kioto by night :)

To miasto jest naprawdę niesamowite. I jeśli będziecie w Japonii, to nie pomińcie go w czasie swoich wycieczek.





Wędrowaliśmy po uliczkach, na których jeden za drugim wyrastały bary pt. Girls, 60" za 3000 JPY.




Salony gier :)











Fajny pomysł z tymi zadaszeniami na ulicach - w upały czy podczas deszczu, zabawa może kręcić się bez przeszkód :)





1 komentarz: