piątek, 21 czerwca 2013

Japonia - subiektywnym okiem

Dziś podróż na drugi koniec świata jest z perspektywy jednostki czymś szczególnym, ale obiektywnie nie jest niczym wyjątkowym. W gronie znajomych osób, z którymi się w jakiś tam sposób stykam, trudno uświadczyć już takie, które wakacje spędzają w najbardziej popularnych kurortach lub rozprawiają na temat tego, który kąt widzenia z przyhotelowej plaży jest najbardziej atrakcyjny.
O przeżyciach w Indiach, Wietnamie, Gwadelupie, Borneo czy dziesiątkach innych miejsc, o których może i słyszałam, ale muszę googlować w celu ich zlokalizowania, czytam już nie w podróżniczych periodykach, tylko na blogach czy serwisach społecznościowych osób, które personalnie kojarzę.
„Na świecie są tylko dwa rodzaje ludzi – jedni zostają w domu, a inni tego nie robią. Ci drudzy są ciekawsi.”
Posłużę się tym uprzejmym cytatem pochodzącym z książki „W drodze na Hokkaido” Willa Fergusona. Uprzejmym, bo nikogo ani nie obraża, ani nie szufladkuje. Chyba, że się go rozbierze na czynniki pierwsze i zinterpretuje przymiotnik „ciekawsi” na dwa sposoby. No właśnie – o co chodzi z tymi podróżami? Gnamy w świat, bo stał się on dla nas bardziej dostępny – to oczywiste. Ale także dlatego, że jesteśmy go ciekawi, czy po to, by być uznawanymi za bardziej interesujących ludzi? Odpowiecie – to pierwsze. Ale chodzi też o to drugie – musicie szczerze przyznać. I ja przyznaję.
Powodowana więc tymi dwoma przyczynami wybrałam się do Japonii. Biorąc pod uwagę miejsce mojego zamieszkania, kraj ten jest dla mnie miejscem na końcu świata. Podróż tam, jeśli nie wykupuje się zorganizowanej pod czujnym okiem wypożyczonego rezydenta wycieczki, wymaga pewnej dozy wytrwałości i zorganizowania. A pobyt na miejscu – z im większym potencjałem cech i wrażeń interesujących chcemy wrócić – wymaga wytrzymałości i skrupulatności w wyszukiwaniu i zapamiętywaniu rzeczy „poza wierszami” przewodnikowych tekstów.
Przygotowany wcześniej dość chaotyczny i wyrywkowy plan – spis miejsc, w których chciałabym się znaleźć, udało się zrealizować w jakichś 70 – 80 procentach. Dwutygodniowy pobyt w Japonii pozwala na jedynie spróbowanie tego kraju po to, by powiedzieć: byłam tam i mogę stwierdzić – jak mnie ktoś zapyta – czy mi się podobało, czy nie. Jeśli tak jakoś się wie, że to będzie w naszym życiu jedyna (przynajmniej zamierzona) podróż do tego kraju, nastawiamy się na, kolokwialnie rzecz ujmując, „obskoczenie” paru miast, a w nich miejsc, a nie bogatą, drobiazgową i spontaniczną wędrówkę. To ostatnie zostawiam pasjonatom Japonii, osobom, które zdecydowały się związać z nią swoje losy na dłużej.
Byłam więc w Japonii i podobało mi się tam. Ale wiem jednocześnie, że na listę miejsc na świecie, które chciałabym odwiedzić, na pierwsze pozycje wskoczyło kilka, jeśli nie kilkanaście państw – Japonii już tam nie ma.
Chęć powrotów dyktowana jest banalnym, najzwyklejszym czynnikiem – czuciem się gdzieś bardzo dobrze. Każdy ma takie miejsca, gdzie nawet nieświadomie kiedyś tam zostawił przysłowiowy „kawałek siebie”. Ten kawałek był tak zdumiony i tak pławił się w dobrym samopoczuciu, że zagapił się i nie wrócił wraz z nami do domu. Mój kawałek w Japonii nie pozostał (nie licząc zapomnianej w pośpiechu, na przystanku autobusowym, peleryny).
Tak się rozpisuję po to tylko, by wyjaśnić, że moje spojrzenie jest bardzo ograniczone i bardzo subiektywne. I że nie jest wezwaniem do jakiejkolwiek dyskusji.
Japonia to po prostu kraj miłych i dla miłych ludzi. Próżno jest doszukiwać się w nim jakiejkolwiek egzotyki (bo umówmy się, że pewien poziom, jaki chcemy utrzymać, nie pozwala nam odnajdywać jej np. w podgrzewanych i sterowanych elektronicznie ubikacjach). Znacznie więcej odczuwanej dla mnie egzotyki odnalazłam w najbardziej skomercjalizowanej wyspie Indonezji, czyli Bali.
W Japonii na każdym kroku widać szacunek dla drugiego człowieka, niezależnie od tego kim i jaki jest. Dociekanie czy jest to wyuczona formuła, czy też cecha wrodzona, tudzież wynikający z poziomu emocji objaw, pozostawiam socjologom czy antropologom.
Uprzejmość czy usłużność to cechy Japończyków, wobec których czułam skrępowanie i zakłopotanie. Ale zdaje się, że to tylko mój problem. „Mój” w sensie mieszkanki Europy. To, co dla nas wygląda czasem jak – dosadnie mówiąc – poniżenie czy poddaństwo, jest wmalowane w kulturę Japończyków, najnormalniejsze na świecie, oczywiste. Mieszczące się w ramach poszanowania dla drugiego człowieka. U nas po prostu ramy te są o wiele węższe. Nie do końca rozumiemy, czy wydawanie nam przy kasie pieniędzy i rachunku trzymając je w obu dłoniach i kłaniając się, jest objawem czci dla tego pieniądza, czy też dla nas, jako kogoś, kto raczył go zostawić w tym akurat miejscu.
Japonia to kraj nowoczesny i wielce cywilizowany, posiadający swe ułomności i dziwactwa, które poziom nowoczesności nieco ukrócają. I to także można różnie oceniać – jedni nazwą to zacofaniem, a inni tradycją. Kraj ten nie jest jedyny, który posiada taką cechę.
Japonia to także piękne miejsce. W większości czyste i uporządkowane. W dużych miastach imponujące sięgającymi prawie kosmosu budynkami i wszelkimi usprawnieniami życia codziennego. Ujmujące i kołyszące atmosferą wielu świątyń, buddyjskich i shinto, w których panuje powszednia (bo wpleciona w normalny dzień), a zarazem doniosła atmosfera. Turyście takiemu, jak ja (z powodu szacunku i wyczucia) nie pozwala ona robić zdjęć klaszczącym, by zwrócić uwagę boga i modlącym się wiernym.
Japonia to kraj skomplikowany. Z całym szeregiem norm i zwyczajów, którymi odróżnia się od miejsc mi dotąd znanych. Można jednak z łatwością i pokorą dostosować się do tego schematu – niekoniecznie go rozumiejąc. Jeśli tylko się chce. Zastajemy „otwarte drzwi” i w każdym wypadku ukłon potwierdzający to, że jesteśmy mile widziani tam, gdzie przyszliśmy. Czujemy wdzięczność za to, że zaistnieliśmy w tamtym świecie, pod jednym warunkiem – że nie przekroczymy pewnych granic, nie wejdziemy za daleko. Gdzieś, przekazana jakimś bliżej niezidentyfikowanym kanałem, dociera do nas wiadomość, że wprowadzeni zostaliśmy tylko do przedsionka ich życia. To prawdziwe wnętrze jest subtelnie schowane, zasygnalizowane jedynie czymś na kształt przytłumionego, czerwonawego światła, zupełnie takiego, jak w Gion.
Obchodzimy to ich życie dookoła, bez dotykania i poznawania wnętrzności – takie prawo i taki przywilej turystów „tylko na chwilę”.
Japończyk jest zbyt grzeczny, by powiedzieć nam bezpośrednio, że jesteśmy zbyt prości na to, by zrozumieć jakim niesamowitym i wysublimowanym mechanizmem jest jego kraj i jak wysoko ponad nami, w swej psychice i odczuwaniu jest on sam.

4 komentarze:

  1. Rozbawiło mnie ostatnie zdanie, zwłaszcza ta uwaga o wysublimowaniu :) Nie to, żebym nie wiedziała, iż rzeczywiście duża część Japończyków ma takie zdanie o swojej ojczyźnie. Krótko: polemizowałabym.

    Zawiesiłaś bloga, szkoda. Nie wiedziałam o nim wcześniej, a dzisiaj zastałam tu bardzo dużo ciekawych treści. Podam dalej (na fb) jeden z postów, a nuż ściągnie uwagę na to Twoje miejsce w sieci i zaowocuje jakąś aktywnością, która może zmotywuje Cię do dalszego pisania. Liczę na to, dlatego zaraz zasubskrybuję, a tymczasem pozdrawiam z Honsiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z treści pozdrowień domniemywam, że w Japonii jesteś dłużej, a moje dwa tygodnie to zbyt mało na wszechstronne i prawdziwe obserwacje. Moje pisanie to po prostu troche wakacyjnych wspomnień i kilka spostrzeżeń. Nie dziwię się więc, że uprasza się o polemikę :) Dziękuję za miłe słowa, a co do reaktywacji bloga... zobaczymy. "Zdradliwa wena":)

      Usuń
    2. Kasiu, miałaś prawo do własnego odbioru tego kraju. Ja mam już inny, po prostu ;)

      Kontynuacja stoi pod znakiem zapytania, a jak sprawa ma się z komentarzami do tego, co już znajduje się na blogu? Czy brak weny dotyczy także odpisywania i wolisz, aby raczej tylko tu czytano? Niejapońska część zainteresowała mnie nawet bardziej, dlatego proszę Cię o odpowiedź - przyjmę do wiadomości i uszanuję. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Nie mam nic przeciwko komentarzom - nie wyłączyłam tej możliwości, ale wiem, że zdarzają się problemy z ich umieszczaniem. Kilka osób mówiło mi, że nie udało im się tego zrobić, pojawiały się jakieś błędy. Ale to było dawno :)

      Usuń