sobota, 1 czerwca 2013

Bezsenność w Tokio

Co tu robić o tej porze (4:40 czasu tokijskiego), kiedy powinno się spać, a za nic się to nie udaje. Jet lag i moja tachykardia nie są moimi sprzymierzeńcami:) I to jeszcze w hotelowym pokoiku, w którym mieści się tylko łóżko, jedna waliza na stole, a druga w przejściu między owym łóżkiem i mikroskopijną łazienką.
Zrobiło się już jasno.
Na lotnisku udało się nam sprawnie wszystko załatwić. Wypełniliśmy kartę emigranta, druczki pobytowo wizowe, ściągnięto nam odciski palców, wymieniliśmy jr passy na bilety, dostaliśmy miejscówki na Narita Express, zaopatrzyliśmy sie we wcześniej zamówioną kartę telefoniczną na przypadki nagłe.
Tak sobie rozprawialiśmy, że jak człowiek ruszy w taki dalszy świat, to dopiero wtedy zdaje sobie sprawę z tego, ilu zupełnie innych od nas ludzi żyje na tej planecie. Szczególnie było to widać na lotnisku w Dubaju. Gdzieś pod ścianą siedziało bardzo mnogie towarzystwo ludzi ubranych, a raczej owiniętych jedynie w duże, białe ręczniki frotowe, w innej części przechadzały się eleganckie inaczej Hinduski, barwne jak papugi w swych kolorowych szatach; w samolocie obok siebie siedzieli czarnoskóry osobnik typu biznesman i para młodych Japończyków w maseczkach na twarzach. Za nami natomiast całą drogę wystukiwał rytm jakiegoś energetycznego utworu młody chłopak, który wyglądał całkiem jak Japończyk, ale okazał się Szwajcarem lecącym do Tokio, by tu przez 5 tygodni uczyć się japońskiego.

Ja sobie tu tak stukam, moi współtowarzysze śpią, a miasto się budzi.
Dzień dobry Tokio:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz