Korzystam z chwili, kiedy zostaliśmy zaproszeni przez Modnisię i BB na zieloną herbatę, by odpocząć po szaleństwach na rowerach oraz naładować aparat i piszę parę słów.
Wczorajsza podróż z Tokio do Takayamy miała być szczególnie atrakcyjna ze względu na to, że mieliśmy jechać Shinkansenem. Udało się i zaliczyliśmy po drodze także sporo pięknych widoków, bo zmienialiśmy otoczenie na górzyste, przeplatane rzekami i strumieniami.
Podróż wraz z przesiadką w Nagoyi trwała ok. 4 i pól godziny.
Po drodze z dworca do hotelu szybkim spojrzeniem ogarnęliśmy kilka uliczek.
A tak wyglądają nasze pokoje.
Nocny widok z naszego okna.
I japońskie dzieciaczki bawiące się przy pobliskiej świątyni, które szczególnie ożywiły się pod wpływem skierowanego na nie obiektywu aparatu i zaczęły wykrzykiwać: one, two, three:)
Wczoraj poszliśmy rzeczywiście dość wcześnie spać i dlatego dzisiaj mamy trochę więcej sił.
Po ósmej rano podreptaliśmy zaspani na typowe japońskie śniadanie, które wyglądało pięknie i stylowo, ale...
... zgodnie stwierdziliśmy, że nie jest ono naszym ulubionym śniadaniem:)
Niezbyt posileni wypożyczyliśmy rowery i ruszyliśmy na zwiedzanie miasteczka :)
Ślicznie w nim jest - warto tu przyjechać i zobaczyć znowu inny, niż tokijski, świat.
Tradycyjny, zadziwiający, śpiewający dzwoneczkami.
Tutejszy cmentarz.
Jedziemy dalej...
A poniżej prawdopodobnie znak stopu - trochę cieszyliśmy się, że jednak nie jeździmy tu samochodem.
Świątynia Takayama Betsuin.
Kolejne uliczki.
Riksze.
I świątynia Sakurayama Hachimangu.
Podczas mojego pisania bardzo gorący dzień przekształcił się w dzień deszczowy.
Makaki postanowił więc usadowić sie w dobrej miejscówce i nostalgicznie sączyć zieloną herbatę jak na japońską małpkę przystało:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz