Ufff... ponad 10 godzin lotu, kolacja, a za parę godzin śniadanie, z którego BB najbardziej przypadł do gustu (czytaj: nadawał się do jedzenia) dżem :)
Zawarliśmy miłą acz krótką znajomość z francuskojęzyczną stewardesą :)
Trochę spaliśmy, choć to coś snem nazywać, to barbarzyństwo.
2.25 czasu polskiego, 4.25 czasu emirackiego. Stan mufinkowy - przęciętny (dla niewtajemniczonych to nazwa opuchniętych po długich lotach kostek, © BB). Dokładnie za 3 godziny mamy planowo lot do Warszawy.
Spaaaaaać!
Poniżej Makaki przed boardingiem w Tokio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz