poniedziałek, 4 marca 2013

Japonia - rezerwacja lotu, hotele i niedola cinkciarza

Tutaj nastąpi mały przekręt chronologiczny.
Do Japonii lecę z Arkiem, parą przyjaciół i Makakim. Pomysł wspólnego wyjazdu pojawił się - jak u całej rzeszy naszych rodaków, pod wpływem ogłoszenia promocji na kilka dalekich lotów przez Emirates Airlines. Parę znajomych mi osób, prawie jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, nagle znalazło się np. w Dubaju, tudzież na dalekich Seszelach. Cała reszta Polaków skorzystała ze wspomnianej oferty przewoźnika, nie zastanawiając się nad tym, czy stać ją na pobyt w wybranym miejscu, co zostało zresztą wyśmiane i skrytykowane przez paru dziennikarzy. My się tym nie przejmujemy, ponieważ nasza decyzja była przemyślana, a rezerwacja lotu nastąpiła po seansie w kinie, przy stolikach McDonalda. Po prostu szybko myślimy:) I wiedzieliśmy, że z całą resztą damy sobie radę. Przed spotkaniem parę chwil zastanawialiśmy się nad innymi krajami, ale Arek rzucił hasło: lećmy po prostu najdalej. Jak już wspomniałam w poprzednim poście - Japonia to kraj (jeden z wielu na świecie), który chciałam szczególnie zobaczyć. Moje towarzystwo chyba też, bo nie oponowało.
Później nastąpiło spotkanie, na którym ustaliliśmy wstępny plan naszej wyprawy i wybraliśmy miejsca noclegowe w tych miastach, które chcemy zobaczyć. Ów plan czuję się zobowiązana tu opisać, by później go skonfrontować z rzeczywistością i powściekać się trochę na to, że nie wszystko się udało:) Ale to później.
Od czasu wszystkich opisanych decyzji staliśmy się niewolnikami kursu JPY - czatujemy, by w stosownym momencie wymieniać kolejne partie pieniędzy.
Jako jeden z czterech cinkciarzy melduję, że było lepiej, a teraz jest gorzej, bo w tej chwili: 3,4235.

Na razie umieszczam zdjęcie najbardziej medialnego członka wyprawy do Japonii - Makakiego.
Gość ma parcie na szkło, więc chętnie zgodził się na publikację.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz