poniedziałek, 4 marca 2013

Japonia - no to zaczynam

Wykonywania rzeczy, które robią nagminnie inni, zawsze starałam się unikać. A tu co? Wylądowałam w roli blogerki. Jednak zabrałam się za to, nie z powodów ekshibicjonizmu (chociaż każdy złośliwiec się go doszuka, podając kilka argumentów - nawet mnie od razu przychodzi do głowy przynajmniej kilka). Piszę dla zabawy swojej i ku uciesze paru bliskich osób. Jeśli zdarza mi się pisać nie dla zabawy, to w ramach pracy, ale to nie tutaj.
Ze wszystkich wypraw małych i dużych, w których miałam prawie zawsze szczęście uczestniczyć, zostało trochę wspomnień, jakieś obrazy w głowie, ale w miarę upływu czasu, jest tego coraz mniej i jakoś tak żal...
Było kilka podróży po kilku krajach Europy, w tym szczególnie dłuższy pobyt w Turcji, który wspominam wyjątkowo sentymentalnie, był taki kawałek niby Afryki, czyli Wyspy Zielonego Przylądka, był kawalątek Indonezji, czyli tzw." raj na Ziemi" (z tym określeniem nie mogę i nie chcę się zgodzić) - Bali, było południe Francji, była Andora, była Hiszpania z Barceloną, była Majorka, było wybrzeże Danii, była Anglia z kilkoma bardziej i mniej wartymi opowieści miasteczkami, były Włochy tu i tam i dużo więcej. A teraz pojawiła się myśl, perspektywa, opcja kolejnej, szczególnie dalekiej podróży - do Japonii. Jako, że jest to miejsce, do którego od zawsze bardzo chciałam pojechać oraz z powodu wspomnianych już ubytków w pamięci i rozmywania się obrazów, postanowiłam wzmocnić radość z tych planów, bo jak wiadomo często jest tak, że samo oczekiwanie i przygotowywanie jest tak samo albo jeszcze bardziej fascynujące niż to, na co czekamy. Po najtragiczniejszym zdarzeniu, które miało miejsce w moim życiu niedawno, potrzebuje jakiegoś napędu, wzmocnienia, nauczenia się przeżywania jakiejkolwiek radości. Może ten blog mi pomoże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz