poniedziałek, 15 lipca 2013

Sielankowo w lipcową niedzielę

Wczorajszy dzień rozpoczęłam z Bästis (haa! - bardzo mi się to podoba:) śniadaniem w kazimierzowskim Warsztacie. Wcześniejszy chmurny poranek przeszedł w późniejszy już bardzo przyjemny - słoneczny i lekko wietrzny. Kiedy tylko znajduję się w tych okolicach, niezależnie od pory, żałuję, że nie bywam częściej. A nawet pora poranna jest chyba jeszcze bardziej przyciągająca, bo ma taki trochę drobnomieszczański nastrój - powolnych śniadań przy ulicznych stolikach, czytania gazet, przytłumionego gwaru, przyjemności ze spotkania z kimś, kogo chciałoby się spotykać częściej albo też wspólnego przeciągania po zbyt krótko przespanej nocy i balowaniu w tutejszych knajpkach. Reprezentantów tego ostatniego poznać można często po chmielowym "klinie" i przesadnym odświeżeniu, które mają ratować i sprawiać pozory tego, że jest się rzekomo "nowo narodzonym" i rześkim jak skowronek :). Jest specyficznie. A jeszcze, gdy trafi się niedziela i wraz z nią cotygodniowy targ staroci i przedmiotów różnorakich - to już klimat niepowtarzalny - murowany :)
Kiedy pora śniadaniowa przeciągnęła się w porę obiadową, kolejnym punktem był Empik, chwilowe buszowanie, a potem spacer bulwarami wiślanymi. Mimo wszystko trochę śpieszyłam się z powrotem, bo obiecałam W. atrakcyjny, aczkolwiek nie męczący spacer w tereny dawno nieobwąchiwane.
A więc popołudniem, kiedy pogoda ciągle była łaskawa podjechaliśmy w okolice tzw. naszej dużej pętli, która przebiega przez Korzkiew - muszę o tym miejscu kiedyś napisać, bo to ono, wraz z kilkunastoma innymi czyni okolice, w których mieszkamy, naprawdę malowniczymi.

Ze wzniesienia widać nasz korzkiewski kościółek

Nie, ja nie mam alergii na pyłki, tylko moja fotografka znowu zrobiła ujęcie z zamkniętymi oczami :)

Uderzający zapach milionów dzikich rumianków

Łąka

Łąka



Lekko przekwitające maki

Niesamowite kolory - chciałoby się w nie ubrać :)

1 komentarz: