wtorek, 6 sierpnia 2013

Gdy słabnie serce

Pod cmentarzem Jeruzalem w Raciborzu w upalny dzień słabnie jakiś mężczyzna. E. akurat ma wsiadać do auta i odjeżdżać stamtąd. Podbiega do niego i próbuje się z nim porozumieć, ale on osuwa się na trawę i nie kontaktuje. Po krzykach E. zatrzymuje się jakiś samochód i jacyś mężczyźni przeciągają tego człowieka do cienia. W między czasie E. dzwoni na 112. Mijają minuty, kolejne minuty, nikt nie odbiera. Dopiero po dłuższym czasie zgłasza się policja. Zaczyna się wypytywanie i określanie tożsamości E. Słabnący człowiek trzyma się już za klatkę piersiową, ma trudności w oddychaniu, E. trzyma go za rękę, w której wyczuwalny jest coraz bardziej nitkowaty puls. Krzyczy do telefonu, żeby przysłali natychmiast karetkę. Po kolejnych długich chwilach na miejsce podjeżdża policja. Policjanci podchodzą do tego człowieka, coś do niego mówią, a między sobą wymieniają uwagi typu: "to ten, on nigdzie nie pracuje", "kto za to zapłaci". E. krzyczy - czy teraz najważniejsze jest określanie kto zapłaci?! Wreszcie przyjeżdża karetka. Próbowanie porozumienia się z tym człowiekiem zaczyna się od początku, wypytywanie. Pada stwierdzenie: "nie jest źle, jeszcze dycha". Kiedy E. krzyczy na nich, że nie ma z nim już kontaktu od kilkunastu, a nawet więcej minut i żeby brali go do szpitala, personel karetki (jak tu inaczej ich nazwać) informuje, że bada tego pacjenta. Policjanci odciągają E. mówiąc: "niech pani stąd idzie, pani rola się już skończyła". E. odchodzi kilkanaście metrów dalej. Tamci kręcą się koło karetki. Mija czas... ogrom czasu. Wreszcie "ekipa ratująca ludzkie życie" odjeżdża...

Musimy wierzyć, że Ciebie ratowali tak, jak mogli najlepiej i naprawdę nic więcej nie można było zrobić Kochany...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz